czwartek, 30 marca 2017

"Kiedy odszedłeś" Jojo Moyes - Trudne życie po stracie ukochanej osoby

"Kiedy odszedłeś" to druga część przygód ekscentrycznej Louisy. Pierwszą część, czyli "Zanim się pojawiłeś", opisywałam jakiś czas temu TUTAJ. Jeśli jeszcze nie przeczytaliście poprzedniej części, radzę nie czytać dalej tego tekstu, ponieważ zepsujecie sobie radość z poznawania losów bohaterki oraz jej podopiecznego - Willa Traynora.

Po stracie ukochanego Lou jest całkowicie załamana. Choć minęło już 1,5 roku nie potrafi pogodzić się ze stratą. Jej rodzice nieustannie martwią się o córkę. Młoda kobieta z pieniędzy, jakie zostawił jej Will kupiła mieszkanie w Londynie, do którego się wprowadziła. Podjęła także pracę w barze przy lotnisku. Bezpośrednio po śmierci ukochanego dużo podróżowała, szczególnie sporo czasu spędziła w Paryżu. W końcu postanowiła jednak rozpocząć prawdziwe życie. Chociaż miała własny kąt, nie czuła się w nim jak w domu. Nie przywiązywała dużej uwagi do detali, których brak sprawiał, że przestrzeń wydawała się bezosobowa. Nie przejmowała się również odpowiednim odżywianiem, przez co sporo schudła. Czuła, że zawiodła Willa i nie potrafi żyć tak, jak chciałby tego dla niej. Z tego powodu jest jeszcze bardziej zrozpaczona. Z jej mieszkania jest bezpośrednie wyjście na duży, płaski dach, z którego można podziwiać miasto. Pewnego razu Lou chodzi po jego gzymsie z rozpostartymi rękoma, rozmyślając o młodym Traynorze.

 "-Osiemnaście miesięcy. Całe osiemnaście miesięcy. No to kiedy wreszcie będzie dość? - pytam w ciemność. I proszę bardzo - znów zaczyna we mnie wrzeć ten nieoczekiwany gniew. Robię dwa kroki przed siebie, patrząc na swoje stopy. - Bo wcale nie czuję, że żyję. W ogóle nic nie czuję."
                                                                                                                                                    (cytat z książki)

Nagle z zamyślenia wyrywa ją czyiś głos mówiący jej, że chyba nie powinna tam stać. Przestraszona dziewczyna traci równowagę i spada z murku. Miała wiele szczęścia, ponieważ nie spadła na sam dół, tylko dwa piętra niżej, na balkon sąsiada, gdzie markiza zamortyzowała uderzenie. W przeciwnym wypadku mogłoby to się dla niej skończyć tragicznie. Na miejsce dotarli ratownicy: Sam i Donna, którzy zajęli się Louisą. Upadek spowodował liczne złamania, które skutecznie unieruchomiły dziewczynę. Kiedy państwo Clark dowiedzieli się o tym, co się wydarzyło, niezwłocznie przyjechali zaopiekować się córką. Uparli się, aby na okres rekonwalescencji przeprowadziła się do ich domu. Nie mówili tego na głos, ale obawiali się, że Lou specjalnie skoczyła z gzymsu, by zakończyć swoje życie. Kiedy już podczas pobytu w rodzinnym domu poczuła się lepiej, postanowiła wrócić do Londynu. Musiała jednak obiecać, że zapisze się na terapię dla osób będących w żałobie. Idąc na pierwsze spotkanie czuła się niepewnie i nie potrafiła się otworzyć. Poznała tam m.in. Jake'a, nastolatka, któremu ciężko jest pogodzić się ze śmiercią mamy. Przed budynkiem na chłopaka czeka mężczyzna, który okazuje się być ... ratownikiem Samem. Jak się później okaże, mają ze sobą więcej wspólnego, niż początkowo mogłoby się wydawać, chociaż ich znajomość nie będzie należeć do najłatwiejszych. To jednak nie koniec zawirowań w życiu Lou. Pewnego dnia w jej drzwiach staje szesnastolatka, która oznajmia, że jest córką Willa. Życie Louisy Clark znowu zostaje wywrócone do góry nogami.

Początkowo fabuła nie była dla mnie wciągająca. Na szczęście z biegiem czasu wszystko nabrało tempa i dałam się jej pochłonąć. Jak się okazuje życie jest bardziej zaskakujące, niż się spodziewamy i pisze o wiele bardziej zagmatwane scenariusze, niż moglibyśmy to sobie wyobrazić. Codzienność po stracie zawsze jest trudna. Nie można powiedzieć, że jeśli znaliśmy kogoś dłużej to cierpimy bardziej, niż ktoś, kto przebywał z inną osobą przez krótszy okres czasu. Nie jest to w żaden sposób porównywalne, ponieważ tak jak ludzie są inni, tak samo uczucia jakie wobec siebie żywią są różnorodne.

Chociaż postać Donny (drugiej, oprócz Sama, ratownik medycznej) pojawia się w powieści epizodycznie to szczególnie zaskarbiła sobie moją sympatię. Często, kiedy przytaczane zostały dialogi, w których brała udział, mimowolnie uśmiechałam się sama do siebie. Jej poczucie humoru bardzo do mnie trafiło, co sprawiło, że jeszcze przyjemniej czytało mi się tę książkę.

Tak samo jak w "Zanim się pojawiłeś", tak też w "Kiedy odszedłeś" na końcu historii miałam łzy w oczach. Działo się to mimo mej woli, ponieważ przedstawiona sytuacja głęboko mną poruszyła. To, co wydarzyło się na dachu przy mieszkaniu Louisy pozwoliło uwolnić się zebranym tam osobom od przeszłości, która uniemożliwiała im życie pełną piersią i czerpanie z niego radości.



Ocena: 8/10

3 komentarze:

  1. Ta autorka to mój wyrzut sumienia... :) Kiedyś... jak czasu będzie więcej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A "kiedyś" będzie ;)? To też dopiero moja druga jej książka

      Usuń
  2. Pierwsza cześć bardzo mi się podoba, więc mam nadzieję że ta również :)

    OdpowiedzUsuń